Przemijam kiedy nie mam siły na codzienność. Na niecodzienność. Na bycie, ale też zbyt bezsilny na niebycie. Wyjście nie jest rozwiązaniem i świetnie już o tym wiem. Leżę bez sił. Ostatni bastion myśli dobija mnie jeszcze wtedy informacją: tracisz do tego czas. Czas, który możesz poświęcić bliskim. Alienujesz się. Odwracasz od 99% osób, zostając przy 1%, na który nie masz dziś siły.
Otoczenie jest różne. Człowiek trafia do szpitala. Bliscy go opuszczają. Obserwuję otoczenie i słucham historii ludzi. Przerażające. Z kolei dosłownie dziś słuchałem podcastu kolegi Kamila (żaden to mój kolega- raczej grzecznościowo, ktoś z kim kiedyś grałem w Card Hunter), który na koniec zerowego odcinka wyrzuca parę zaskakujących informacji… Enigmatycznie o tym piszę, ale wydaje mi się, że jest to mniej niż bardziej istotne. W sumie to tylko strumień myśli. Kamil trafił też do szpitala, gdzie w czasie kryzysu psychicznego dochodził do siebie. Oczywiście, że problemy spotykają każdego. Po wyjściu już minęło sporo czasu, a w sieci pojawia się echo przeszłości w postaci wierszy. Dzwoni bliska osoba i pyta, tak po prostu: co tam słychać. Bez ogródek, czy wszystko okej? To buduje nadzieję, że jeszcze istnieją pojedyncze wyjątki potwierdzające regułę. Istnieją ludzie, wśród ludzi. Budujące.
Rocznica śmierci dziadka, to przypadek potwierdzający regułę. Brawurowe to zdanie mi wyszło, ma ono jednak swoje wyjaśnienie. Nosiłem w sobie myśli od dłuższego czasu. Jednakże nie od razu decyduję się na zrzut myśli do ścieku. Zwykle noszę je nieco dłużej. Jak już dotrę do dnia, w którym żałuję, że otwarłem jednak oczy, to zabieram się do pracy przelania emocji. To chyba one często blokują i uniemożliwiają mi funkcjonowanie w codzienności. Trochę jakbyś do mnie szeptał, kiedy słucham Dragonforce.
Początek tamtego dnia był bardziej niż trudny. Nie potrafię o tym rozmawiać. No tak czy inaczej ogarnąłem się w stopniu minimum. Ledwo nie opublikowałem codziennego zdjęcia na instagram fotograficznym. Ale jak wpadłem w ten cug życia, to już jako tako- poleciało… Spadek energii w okolicach po południa, ale drzemka zadziałała arcy (pozdrawiam Panie Makłowicz) pozytywnie. Jak wpadłem w robotę, porządkowanie zaległości, to już odnalazłem siłę. Częściowo. Uporządkowałem rzeczywistość, żeby móc usiąść do porządkowania myśli, psychiki, emocji.
Musiałem nawet użyć przypominajki, w bunkrze z którego piszę te słowa. Do przemijania wrócę jeszcze na końcu tego wpisu. No chyba, że nie wrócę. Wtedy jakby nie będzie takiej szansy. Możliwe, że jednak napiszę o tym więcej gdzie indziej. Może opowiem o tym obrazem. Może nie.
Każdej godziny chcę pierdolnąć to wszystko co udało mi się zrobić, osiągnąć. Założyć szary mundurek i wejść do szeregu równo dreptającego tłumu. Być normalny? Z innej beczki: mam pomysły, które sam sobie ubijam na etapie analizowania, czy warto w to wejść. Nie chcę podejmować pochopnych decyzji. Z drugiej strony, to często przypadek pozwala zdziałać „cuda”. Czym jest cud? No, życiem. Hierarchia u mnie szwankuje. Na ogół zdaję sobie z tego sprawę. Nie zawsze jednak. Podobnie jest z precyzją w słowie. Niby znam, wiem, umiem, ale… Bywa tak, że brakuje mi języka w gębie. Wiem jak precyzyjnie wypowiedzieć słowa tak, by były odebrane w odpowiedni sposób. Czasem jednak zamyślony jestem jak mój ulubiony aparat- otworkowy. Nieostry, nieobiektywny, nieprecyzyjny, nieprzewidywalny. Ale z tego co jak na razie udaje mi się zaobserwować, mogę być kochany. Wymaga to jednak cholernie dużo pracy i samozaparcia po tej drugiej stronie. Ja robię wszystko co w mojej mocy, a tej mi często brakuje.
Planem na tamten wieczór był powrót do rozmowy z Karolem. Pogaduszka odbija mi się wewnątrz głowy od kiedy ją przeprowadziliśmy. Mam ambiwalentne uczucie. Z jednej strony oczywiście przepiękna rozmowa. Z drugiej strony i tak wszystko psu w dupę, z całym szacunkiem. A jeszcze z trzeciej (bo wszystko ma przynajmniej trzy punkty widzenia) strony bardzo ciepłe słowa zakończenia rozmowy ze strony mojego fantastycznego gościa. No temat jest jak zwykle skomplikowany. A przy kombinacjach zaczyna się rozwarstwiać jak paznokieć. Taki kolejny powrót do wątpliwości i wewnętrznego krytyka drącego mordę. Nie przepadam jak ktoś krzyczy bez podkładu muzycznego.
Pewność mam jedynie co do tego, że nie dojedzie do publikacji w nocy 05.10.2024 a nieco później. Jak dokonam edycji, korekty. Redakcji. Ducha. Zmartwychwstania, czy czegoś takiego.
Dziś bez dziennika pokładowego cpt Orace. Chociaż… Parę słów moje myśli zapisały, kiedyś do nich wrócę. Przecież tak już robię. Dobra, to niezbyt istotne (tak, gdyby to co tu zapisuję w ogóle było istotne). Jestem z drużyny (srebro), która dobrych pomysłów nie zapisuje. Bo takie nie uciekają z głowy.
Jeśli zwątpisz dlaczego coś robisz, przypomnij sobie dlaczego zacząłeś to robić. Gdyby ktoś wiedział gdzie to usłyszałem, to proszę o informację. Dopiszę autorkę, tudzież autora.
Przemijanie. Proces, w którym bywamy sami. Osobiście przygotowałem sobie informację, w której pisałem o tym, że wyjście nie jest rozwiązaniem. Pozwalanie na przemijanie minut, godzin i dni jest stratą. Stratą dojebanego potencjału. Stratą bliskich. Tracą wszyscy, którzy nie powinni. Trudno mi się zmotywować przed sobą, ale naprawdę jestem w stanie zrobić dużo dla innych. Chociaż często zachowanie wygląda na egoistyczne i samolubne. Publikuję, bo czuję, że więcej osób czuje podobnie do mnie. Komuś zrobi się cieplej w środku.
Nie jesteś tu sam.
Obserwuję Córeczkę. Często widzę, że jest moim odbiciem. Jest dosłownie mną, jeśli nie byłbym przyciskany i zadeptywany. A może tylko tak mi się wydaje… Na każdą z napotkanych sytuacji mogę reagować dwojako. Tak jak znam z autopsji, że może reagować dorosły, a także inaczej. Powinienem być wdzięczny za tak dobrą szkołę wychowywania własnego dziecka. Może te działania właściwie ukształtowały moje wartości i podejście do życia..? Czyli robota rodziciela wykonana została świetnie. Tak czy inaczej niektórych rzeczy nie da się zabić. Wyrażania siebie i pewnej emocjonalności. Bo nawet jeśli sam zabiję autora tych słów, to one i tak pozostaną. Notabene zabijanie emocjonalności zaczyna się na zewnątrz, a kończy rękoma pozbawionego cząstki siebie. Przykre. Pamiętaj, że zawsze jest rozwiązanie. I ktoś do pogadania. Warto.
Temperowanie ostrego ołówka prowadzi do jego złamania. Z kolei tępego można podostrzyć. Robi się to po to, żeby wszystkie były takie same. Beznadziejnie doskonałe. Użyteczne.
Często słyszałem, że jestem dobrym obserwatorem. Odbijało to się podczas omawiania moich prac (pisemnych) w ramach różnych konkursów. Córka jest obserwatorką. Potrafi na placu stać w miejscu i patrzeć na ludzi. Na dzieci. Na dorosłych. Wieczorem potrafi mnie rozbroić pytaniem o sytuacje, którą widziała. Albo dzieli się czasem tezą wysnutą po takowej obserwacji. Jest obserwatorką. Czystą, kochaną i wspaniałą. Nie ocenia. Chce zrozumieć. Jest dzieckiem. Ja jestem dorosłym. Na szczęście podobno czasem jestem jak dziecko. Mówi mi to ekspert w ocenie: Córka.
Na zakończenie wspomnieć miałem o procesie przemijania. Rozwinąłem go jednak parę akapitów wyżej. Dorzucę jeszcze jedno przemyślenie ostatniego okresu (czasu- a macie poszukiwacze błędów). Z czegoś trzeba żyć. Słowa, które ostatni wypowiedział właśnie wspominany często (nawet dziś) Karol. To prawda prawdziwa, bo z wyrazu wyżyć nie można. Trzeba oczywiście tworzyć i wyrażać się. Muszę o tym zapamiętać, często mi to umyka. Właściwie spiąłem klamrą drugi pasek przewieszony przez drzwi sypialni.
Brak sił na codzienność pojawia się wtedy, kiedy nie mogę wyrazić siebie, albo myślę, że to bez sensu... Jak przypomnę sobie, że przecież warto. Że przecież trzeba. Że przecież żyję, żeby to robić. Być w relacjach z ludźmi, tworzyć- wyrażać się, a na końcu zarabiać na to wszystko. Hierarchia nawala, także każdego dnia poświęcam się w 100% innej części mojego jestestwa i otoczenia. W tym jestem jak dziecko: maksymalne zaangażowanie, albo wcale.
Tylko, żebym się nie obudził kiedyś martwy, bo wtedy będzie po mnie.
WN
Dodaj komentarz