Orace

antycypacje i emancypacja autora…

Wszystko po staremu

Ostatnimi czasy wróciłem do podróżowania komunikacją miejską. Mówi się, że zbiorkomem? Uwielbiam ewolucję naszego języka…
Bez przesady, nie jestem jakimś purystą. W moim ukochanym łosiu (volwiaczku) uszkodzeniu uległ silnik, stąd wielkie zmiany w moim sposobie poruszania się po mieście. Można powiedzieć, że wróciłem do podstaw poruszania się. Więcej spaceruję, no i przede wszystkim podróżuję autobusem. Sam pewnie bym się na to nie zdecydował, z wygody ma się rozumieć. Dobrze, że trochę zmusiła mnie do tego sytuacja. Teraz świadomie jestem w stanie samodzielnie wybrać taki sposób komunikacji. To prowadzi do sedna…

Czekając dziś na Kierowcę (he, brzmi nieźle?) pomyślałem sobie, że w matrixie wszystko idealnie poukładane, jak zawsze… Trochę jak w „Truman Show”. Zauważyłem (co umówmy się nie jest specjalnie trudne) powtarzalność zdarzeń każdego dnia. Dzwoniący zbyt wcześnie budzik, poranna toaleta. Przygotowanie śniadania, wyjście na autobus. Po drodze mijam sąsiada. Kawałek dalej starszego pana na rowerze (serio to pełna profeska: strój kolarski i cholernie drogie termo bidony). Docieram na przystanek, z którego właśnie odjeżdża autobus zabierający większość podróżujących z tego punktu. Codziennie jestem o tej samej porze. Spaceruję wzdłuż platformy przystankowej czekając na swój transport, aż na przeciwko, po drugiej stronie ulicy zatrzymuje się srebrna skoda. Wysiada z niej młoda dziewczyna z plecakiem. Poprawia wygniecione ubrania, macha w geście pożegnania osobie, która ją podrzuciła… Po chwili spacerów, poodbijaniu myśli niczym piłki w pongu, posłuchaniu muzyki jest i on. Podjeżdża mój środek transportu, wsiadam do środka. Odbijam kartę. Staję w okolicy miejsca dla wózka inwalidzkiego, czy dla dziecięcego… Rozglądam się po wnętrzu.

„Między krzesłem, a podłogą wszystko po staremu”. Jak w piosence Pidżamy Porno „Ezoteryczny Poznań”. Łapię się na tym, że sprawdzam listę obecności. Paranoja- myślę sobie. Wszyscy są- nikt się nie spóźnił na przesiadkę. Wysoka Pani z kolorowym plecakiem jeszcze drzemie oparta o szybę- check. Uff, jest stabilnie. Za pierwszym razem zastanawiałem się, co jeśli nie wysiądzie ze mną na przystanku- jak zawsze? Dam Jej znać, że czas wysiadać? Bez obaw, przed naszym miejscem destynacji jest rondo, na którym trzęsie jak na łajbie w czasie sztormu. To taki bezpiecznik, gwarantujący przebudzenie.

Zabawnie może być w momencie, kiedy podróżujący zobaczą ten opis. Niemniej, byłaby to miła odskocznia. Wiara w to, że możemy zadziałać pomiędzy schematami. Nikt w autobusie nie czyta. To znaczy większość skroluje świat na smartphone, parę osób słucha muzyki i przygląda się światu za oknem. Uciekają od bycia tu, a przecież tu się tyle dzieje.

Mam kolejne przemyślenia związane jest z powtarzalnością tych wszystkich zdarzeń. Rozumiem, że musimy dotrzeć do pracy, szkoły, na spotkanie. Codziennie o tej samej godzinie. Dlaczego zatem starsi ludzie, którzy nie muszą na daną godzinę się gdzieś dostać ustawiają budzik? Wstają regularnie o tej samej godzinie, pilnują planu dnia? Wychodzą skoro świt? Po części mogę odpowiedzieć na te pytania.

Zdrowo jest wstawać o tej samej godzinie, kłaść się spać o tej samej. Spać równą ilość godzin. Tak mi się wydaje. Organizm potrzebuje regeneracji, zatem ustawienie rytmu działa na korzyść. Sam się do tego stosuję, tym bardziej wdrażając w codzienność treningi biegowe. Teoretycznie, oczywiście. Przecież każdy jest inny, nie wszystkim musi to pasować, co nie? Pilnowanie planu dnia umożliwia realizację celów. Banał. Jednakże: spontanicznie można przehulać cały dzień bez wykonania jakiejkolwiek akcji. Stąd planowanie działań pozwala na realizację. Walczymy ze sobą, żeby nie zalec. Pewnie słyszałeś, jak to się mówi: muszę się ruszać, żeby nie zastać się. Starsi tak powtarzają. Jak zasiądą przed telewizorem, to już sprzed niego nie wstaną… Czyli jednak prawda?

Cholerny dysonans. Z jednej strony uciekamy spod szponów powtarzalności, a z drugiej strony robimy wszystko żeby ją sobie zapewnić. W gruncie rzeczy to bezpieczeństwo i poczucie stabilności. Co zatem jest lepsze? Kurwa, równowaga… Czasem szalejemy, a czasem jesteśmy poukładani.

Powinniśmy, czy może nie?

WN


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *